Kochana zmiana czasu nadchodzi…..

Od kliku dni złości mnie perspektywa nieuniknionej zmiany czasu na zimowy. Oczywiście nic nowego nie napiszę, bo chyba już wszystko zostało powiedziane, nie mniej jednak chciałam wylać swoje żale. Co pół roku temat powraca, jak bumerang. Od lat przedstawiane są opasłe analizy, czy to się jeszcze komukolwiek opłaca i jaki ma to wpływ na zdrowie. Oczywiście poza debatą, nic się nie zmienia. Klasyczny problem krajów pierwszego świata.

Z mojej prywatnej perspektywy, zmiana mija się z celem. Wyłożę to łopatologicznie: rano i tak muszę wstać do pracy na określoną godzinę, więc jest mi wszystko jedno czy na dworze jest ciemno, czy szaro. Wieczorem z kolei, moja produktywność drastycznie spada. Wracam do domu, jest ciemno, a o godzinie 20 osiągam już stan letargu. Na tym etapie już nic produktywnego nie zrobię. Jak dobrze pójdzie, do 22 wytrzymam. Tym sposobem idę spać przynajmniej godzinę wcześniej niż normalnie/latem.

1300818935_by_brzezik91_600Inna sprawa, że zima dla większości z nas jest okresem wegetacji. Niestety, kończąc pracę o godzinie 16 czy 17, nie mamy absolutnie szans, żeby pocieszyć się deficytowym słońcem. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy ktoś zaczyna pracę później niż o 8. Wtedy może jeszcze to słońce zobaczyć i wchłonąć witaminki D (pod warunkiem, że nieba nie pokrywa kilkukilometrowa warstwa chmur). Zmiana czasu i tak nic nie zmienia. Dzień jest i będzie krótszy a ja i tak muszę iść do biura a nie robić obrządek w gospodarstwie (nie, żeby zimą miało to większe znaczenie), a jedyne światło jakie widzę w zimie, to te bijące z ekranu monitora.

Rozwiązaniem byłaby zapewne zimowa migracja, gdzieś na popołudniową półkulę, albo przynajmniej w jej okolice, żeby jednak utrzymać wysoki poziom produktywności i nie uszczuplać i tak marnych zapasów słonecznych witaminek. Albo może w ogóle wyprowadzić się na stałe, gdzieś do strefy podzwrotnikowej (żeby nie było za sucho). Ciepłe lato, łagodna zima (jeśli w ogóle) i brak egipskich ciemności zapadających o godzinie 16…. Zawsze jest o czym pomarzyć.

Całej reszcie pozostaje zimowa depresja, marazm i ogólne lenistwo. Potrzeba dużej motywacji, żeby zrobić cokolwiek nadprogramowo. Sarkastycznie rzecz ujmując: pełna nadziei na szybkie oświecenie naszego jaśnie nam panującego i zaniechanie tej fatalnej w skutkach praktyki, życzę nam wszystkim siły…żeby przetrwać te kilka miesięcy w ciemności.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.