Powrót do Kabinkru

Zima 2010/11

Zbytnio się nie przepracowałam w tym okresie z uwagi na mój ponad miesięczny urlop, ale za to wydarzyło się kilka ciekawych sytuacji. Może nie zawsze były one śmieszne, czasem zadziwiające, zwłaszcza z punktu widzenia załogi, ale myślę, że warto o nich wspomnieć. O dziwo zdarzają się i pozytywni bohaterowie:)

1) Zdecydowanym liderem (i chyba jedynym uczestnikiem rankingu) jest pewien Anglik. Otóż pełny lot i oczywiście pełno bagaży, na które nie było już miejsca w kabinie. Zazwyczaj te torby najpierw znosimy do przodu a potem obsługa lotniska zanosi je do luku bagażowego. Jakież było moje zdziwienie i zażenowanie, kiedy owy pasażer złapał te torby i zaczął znosić na zewnątrz i nawet nie chciał słyszeć, kiedy prosiłam, żeby sobie usiadł. Oby więcej takich pasażerów.

2) Teraz coś z innej beczki. Tradycyjnie na samym końcu wchodzi 5-osobowa rodzinka, jedna dziewczyna tylko mówi po angielsku i od razu krzyczy na mnie, gdzie są zarezerwowane dla nich miejsca. Jako, że zbyt wielkiego wyboru nie było, więc pokazałam jej siedzenia blisko siebie, także nie siedzieliby nawet w odległości większej niż metr. Ale pani mimo to kontynuowała darcie prześcieradła, bo oni muszą siedzieć razem. Nerwy mi prawie puściły, więc tylko schowałam się za koleżanką i ona jej wytłumaczyła, ale i tak nie pomogło. W końcu rodzinka sobie poszła i siadła tam, gdzie nie mogła, a my dzięki temu jeszcze dostałyśmy kazanie od No1. Ale przynajmniej był spokój.

3) Najbardziej irytujący są jednak pasażerowie, którym się wydaje, że są zabawni i denerwują przez cały długi lot. Ostatnio trafiła się taka grupka Holendrów. Rozsiedli się na środku kabiny i dyskusje, śmiechy i takie tam. Kiedy przyszło do robienia SAFETY DEMO (czyli to pokazywanie, jak zapiąć pasy itp) dyskusje nie ustawały. W końcu poszłam i poprosiłam o chwilę ciszy, bo jakby nie było, załoga wie jak się obsługuje kamizelkę ratunkową i którędy się ewakuować, więc nie robimy tego dla siebie). Na moją prośbę odpowiedziało mi wielkie ‚ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii’. To chyba też miało być zabawne, ale jakoś im nie wyszło. W końcu się uciszyli i mogliśmy kontynuować naszą pracę. Przez resztę lotu imprezka była kontynuowana. Tylko 4h lotu…

4) Innym razem stoję sobie na lotnisku i pilnuję, żeby pasażerowie poszli od razu do budynku. W pewnym momencie podchodzi do mnie facet w prochowcu z fajką w ręce (!) i drze się na mnie (po włosku oczywiście) – bagażejm… Na co ja mu równie miło odpowiedziałam, żeby zgasił tego papierosa, bo palenie w tym miejscu jest absolutnie niedozwolone. A ten dalej o tym bagażu. A czy ja jestem od pilnowania jego toreb?

5) Teraz na wesoło. Trafił nam się ostatnio pasażer, który sporo wypił w trakcie lotu i generalnie zrobił się wesolutki i przychodził do nas pogadać. Pod koniec lotu piwko zaczęło go trochę cisnąć. Zaraz mamy lądować, a ten przyszedł i chce do toalety. Koleżanka usadziła go już byle gdzie i jakoś wylądował po czym chwiejnym krokiem doszedł do łazienki. A kiedy miał wychodzić z samolotu, jeszcze dostałyśmy całusy w policzki oczywiście… I tym sposobem zostałam wycałowana przez Rosjanina z francuskim paszportem…

6) Tego samego dnia na następny locie również był pasażer, który trochę sobie wypił. Kiedy wychodził z samolotu rzucił się do całowania po rękach i przytulania mojej koleżanki…Zastanawiam się tylko co myślała jego żona, która stała za nim…

7) I na koniec coś co sami odstawiliśmy na pewnym locie. Otóż miałam załogę marzeń, fajnie wesoło, nie ma ciśnienia i każdemu chce się pracować i pożartować. I tak oto kolega – No1 – podgrzał sobie obiadek, a jako, że nie chciałam za bardzo spróbować, to wsadził mi do buzi widelec z gorącym kurczakiem. Nie muszę chyba dodawać, że się poparzyłam. Potem koleżanka założyła się z drugim kolegą, że przejdzie przez kabinę mając na butach rękawice ognioodporne. No i przeszła. Ale najlepsze było przed nami. Okazało się, że na pokładzie mamy Holendra, który tego dnia miał 18. urodziny. Jako, że nasz No1 władał tym językiem napisał na kartce życzenia i chciał, żeby któraś z nas to przeczytała. Żadna nie chciała się zgodzić i rzucaliśmy monetą. Padło na koleżankę. Przeczytała, poszło w eter, cała kabina słyszała a nasz No1 płakał ze śmiechu. Co się okazało, poza życzeniami kolega napisał także „kocham Cię”. Finał był taki, że koleżanka przesiedziała resztę lotu schowana. Po wylądowaniu jedna z pasażerek stwierdziła tylko, że dobrze się bawiła obserwując nas i że widać było, że lubimy ze sobą pracować:) Przynajmniej nie tylko my sami mięliśmy wesoły lot.

2 Komentarze

  1. Wyczuwam tu sarkazm…

    • Ender on 20/03/2011 at 12:38

    Wesoło masz podczas tych lotów ;]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.